70. Była, ale się zmyła
Ostatnio cierpimy z mężem na notoryczny brak czasu . Dobrze, że odpowiednio wcześnie sobie powybieraliśmy dachówkę, rynny, okna itd itp i pozamawialiśmy, bo teraz nie mamy na to czasu . Idę spać jestem zmęczona, wstaję, a raczej jeszcze się dobrze nie obudzę, a tu już mnie dopada zmęczenie . Czasem przysiądę na blogu coś poczytam, a tu już musze gdzieś lecieć i coś zrobić, masakra Jutro wrzucę zdjęcia, bo połowica dzisaj nawiedziła budowę . Co do budowy, to jesteśmy strasznie wściekli na tartak, gdyż więźbę zamówiliśmy pod koniec maja i miała na nas czekać. Podobno leżała i czekała, a tu drewna nie ma . Była, ale się zmyła. Pan tartakowy prawdopodobnie sprzedał nasze drewienko komuś innemu, bo myślał, że się wyrobi na czas i dla nas zdąży zrobić, a tu drzewa mu nie dowieźli. Jesteśmy tak wściekli na zaistniałą sytuację, że słów mi brak. Gdyby nie to, że zapłaciliśmy za drewienko, to już pojechalibyśmy do innego tartaku. Ekipa stoi z robotą, bo murłaty nie ma. Niby pan tartakowy obiecał, że stanie na głowie, a murłatę nam zrobi na jutro rano. To czekamy do jutra. Jeszcze nas ten tartak nigdy nie zawiódł, a tu teraz takie szopki. No szlag człowieka trafia czasami. Dobra spadam spać, bo na ryjek lecę. Dobranoc.